Właśnie jestem pod koniec lektury biografii jednej z
najpopularniejszych obecnie świętych Kościoła Katolickiego- siostry Faustyny
Kowalskiej. Muszę przyznać, że książka napisana jest w interesujący
sposób. Pisząc ją, autorka opierała się
na „Dzienniczku” św. Faustyny, jak też na relacjach osób, które ją znały. Mnogość różnych szczegółów nie męczy, ale
wspaniale komponuje się ze sobą pomagając naświetlić kontekst historyczno-społeczny, w którym żyła ta
sławna zakonnica. Jaki jednak obraz Faustyny Kowalskiej wyłania się z książki ,
mającej w założeniu być „biografią świętej?”
PRZYTŁACZAJĄCE CIERPIENIE
Gdybym miała krótko podsumować życie św. Faustyny przedstawione w
książce Czaczkowskiej zrobiłabym to za pomocą trzech słów: „cierpienie”, „ofiara”,
„upokorzenia”
Cierpienie, cierpienie i jeszcze raz cierpienie odmieniane przez
wszystkie przypadki. I to już od początku życia. Helena Kowalska przyszła na
świat i wychowywała się w ubogiej rodzinie. Bieda była tam tak wielka, że troje
dzieci dzieliło jedną sukienkę, w której na zmianę chodziły do kościoła. Z tego
powodu mała Helenka nie mogła w każdą niedzielę uczestniczyć we Mszy św.
Rodzice św. Faustyny najwyraźniej nie wiedzieli co to jest odpowiedzialne
planowanie rodziny. No cóż, był to dopiero początek XX wieku. Dlaczego jednak
Helenka nie mogła pójść do kościoła w ubraniu, które nosiła na co dzień po
domu? Czy Bóg ocenia wygląd zewnętrzny, czy serce człowieka? Czy odrzuca człowieka,
który staje przed Nim w łachmanach, bo nic lepszego nie ma? A może jej rodzice po prostu wstydzili się
przed ludźmi? Bali się plotek i obmowy?
Ojciec i matka Helenki nie potrafili również obdarzyć swoich dzieci
bezwarunkową miłością. Kochali je niejednakowo i w zamian za posłuszeństwo.
Helenka doradziła swojemu rodzeństwu, które dokuczało jej z tego powodu, że ma
„łaskę u tatusia i mamusi”, żeby były posłuszne, jeśli chcą, żeby je ojciec tak
samo kochał. Ciekawe jest słowo „łaska”
użyte w kontekście miłości rodziców. W dalszej części biografii będzie jeszcze
dużo o łaskach. Tym razem o „szczególnych Bożych łaskach”, które otrzymała
Faustyna, a których nie otrzymali inni.
Zazdrosne o rodzicielskie „łaski” rodzeństwo będzie miało paralelę w
zazdrosnych o Boże łaski siostrach również dokuczających Faustynie z tego
powodu. „Pewna siostra ustawicznie mnie prześladuje jedynie z tego powodu, że
Bóg ze mną tak ściśle obcuje”- napisała w „Dzienniczku”
WYBRANIE
Marianna Kowalska- matka św. Faustyny powie o niej, że była „wybrana
i najlepsza z dzieci”. „Wybranie”,
„doskonalsze życie”, „szczególne łaski” – cała książka jest pełna takich
elitarystycznych określeń. Życie zakonne
nazwane jest kilkakrotnie „życiem doskonalszym”. Nie wiem czy to określenie
pochodzi od św. Faustyny, czy E. Czaczkowskiej, niemniej jednak bez wątpienia
istniało i nadal istnieje w świadomości wielu katolików. Nie było jednak łatwo w ówczesnych czasach, a
przynajmniej niektórym nie było łatwo uzyskać wstęp do tego „życia
doskonalszego”. Faustynie odmawiano przyjęcia w wielu klasztorach z powodu
ubóstwa i braku wykształcenia. Dla przełożonych zakonu Matki Bożej
Miłosierdzia, do którego przyszła święta ostatecznie trafiła, najważniejszy
zdawał się być wygląd zewnętrzny i pierwsze wrażenie jakie robiła kandydatka.
To przypomina mi współczesne poszukiwanie pracy przez młodych ludzi i rozmowy
kwalifikacyjne. Niestety, były też i takie bariery, których nie dało się
pokonać. Siostry Matki Bożej
Miłosierdzia zajmowały się pomocą upadłym moralnie dziewczętom. Przebywały one w prowadzonych przez zakonnice
zakładach przez kilka lat, a niektóre nawet przez całe życie. Nie mogły jednak same wstąpić do zakonu i
dotyczyło to nie tylko dziewcząt z „grzeszną przeszłością” ale również sierot
czy pochodzących z niepełnych rodzin. Bez względu na to, czy zmieniły swoje
niewłaściwe zachowanie, skaza na ich przeszłości na zawsze zamykała im możliwość prowadzenia „doskonalszego
życia” i zostania „oblubienicami Chrystusa”. Ot, nie były do tego wystarczająco czyste
rytualnie.
A propos czystości
rytualnej i nie tylko rytualnej, E. Czaczkowska przytacza pewną wypowiedź zakonnicy-Faustyny
zapisaną w dzienniczku w związku z jej przyjazdem do rodzinnego Głogowca: „Wiele
mnie jeszcze kosztowało to, że musiałam
całować dzieci. Znajome przychodziły z
dziećmi i prosiły, żebym je brała choć na jedną chwilę na rękę i pocałowała.
Mieli to za wielką łaskę, a dla mnie była sposobność do ćwiczenia się w cnocie,
bo niejedno było dosyć brudne, ale żeby się
przełamać i nie okazać wstrętu, to takie brudne dziecko pocałowałam dwa razy
(…) miałam wiele sposobności do ćwiczenia się w cnocie.” Smutno mi, kiedy
czytam te słowa. Jak mogła tak pisać osoba, która sama doświadczyła tyle niesprawiedliwości,
odrzucenia i wzgardy? Zastanawiam się, co czuły te dzieci, kiedy po latach być
może przeczytały „Dzienniczek” i te słowa? Czy tak ma wyglądać miłosierdzie, o
którym tyle mówi Faustyna? Czy na tym polega miłosierdzie Boże? Czy Jezus także
tak strasznie walczył ze sobą i przełamywał się, zanim umył nogi uczniom lub zasiadł do stołu
z celnikami i grzesznikami? Jeśli wierzyć słowom Pisma św., chyba nie. „Bo On
nie wzgardził ani się nie brzydził nędzą
biedaka” woła Psalmista. (Ps. 22) A księga Mądrości zapewnia, że Bóg
miłuje wszystkie stworzenia i nie brzydzi się niczym co uczynił. (Mdr. 11; 24)
OBRAZ BOGA WG ŚW. FAUSTYNY
Pozostańmy jeszcze przy obrazie Boga jaki niesie przesłanie siostry Faustyny przybliżone w książce E. Czaczkowskiej. Niestety, przynajmniej dla mnie, nie jest to obraz zbyt zachęcający. Bóg św. Faustyny bezustannie żąda, rozkazuje, zsyła przeciwności uniemożliwiające wykonanie Jego żądań a potem ma pretensje, że się tych żądań nie wykonało i grozi strasznymi konsekwencjami. („opuszczę cię..”, „będziesz odpowiedzialna za dusze”). Nie jest zbyt skory do pocieszania. Kiedy Faustyna płacze i skarży się przed Jezusem z powodu jakiejś doznanej niesprawiedliwości, ten odpowiada: "Córko moja, czemuż płaczesz, przecież sama ofiarowałaś się na to cierpienie" Nie mogę uwierzyć, żeby Ten, który doświadczył wszystkiego na nasze podobieństwo i współczuje nam w naszych słabościach (por Hbr. 4; 15) mógł w ten sposób odpowiedzieć cierpiącemu człowiekowi. Przecież On sam, jak czytamy w liście do Hebrajczyków: „głośnym wołaniem i płaczem za dni ciała swego zanosił gorące prośby i błagania do Tego, który mógł Go wybawić od śmierci" Co Bóg Ojciec odpowiedział na te wołania Jezusa? Czy także powiedział Mu: „Synu mój, czemuż płaczesz, przecież sam ofiarowałeś się na to cierpienie”? Odpowiedzi proponuję poszukać w Łk. 22; 43. Na początku swojej drogi w zakonie św. Faustyna pragnęła z niego wystąpić, ponieważ nie spełniał on jej oczekiwań. Pragnęła ona znaleźć się w klasztorze bardziej kontemplacyjnym, gdzie miałaby więcej czasu na modlitwę. Nie wystąpiła jednak, ponieważ ukazała jej się poraniona twarz Jezusa , który powiedział, że odejście Faustyny z zakonu sprawi mu wielkie cierpienie. Jak dla mnie, jest to zwykły szantaż emocjonalny. Bóg św. Faustyny żąda natychmiastowego, absolutnego posłuszeństwa i gniewa się jeśli mu takowe nie jest okazywane. Tymczasem Bóg Biblii pozwala z Sobą dyskutować, wyrazić wątpliwości. Mojżesz długo z Nim dyskutował zanim zgodził się wypełnić swoją misję, prorok Jonasz w ogóle zrobił coś przeciwnego niż Pan mu polecił, a potem zdecydowanie wyraził wobec Niego swój gniew z powodu Jego miłosierdzia okazanego mieszkańcom Niniwy. Żadnego z nich Bóg nie przestał kochać. Nie groził im karami, nie szantażował emocjonalnie, ale cierpliwie tłumaczył i przekonywał. Ale pewnie dla tego, że to byli „Żydzi wiarołomni”, nie to co super doskonali, święci, prawdziwie wybrani chrześcijanie doskonale posłuszni, z niezachwianym spokojem i opanowaniem stający wobec wszelkich cierpień, doskonale wierzący i nie pozwalający sobie na żadne wątpliwości. Oczywiście, doskonałe wypełnianie Bożej woli i bezgraniczne zaufanie wobec Pana powinno być największym pragnieniem i największą ambicją każdego Jego dziecka. Niemniej jednak, On raczej przynęca człowieka i mówi do jego serca niż żąda i rozkazuje. Nie mówi: „Rób tak jak każę i nie dyskutuj”, chociaż ma do tego pełne prawo. Słucha, kiedy wyrażamy wobec Niego nasze wątpliwości i obawy, a nawet bunt i niezadowolenie. W tym właśnie wyraża się wielkość Jego miłosierdzia.
NA CZYM POLEGA WIELKOŚĆ ŚW. FAUSTYNY
Siostra Faustyna pisała niejednokrotnie w Dzienniczku, że będzie świętą na ołtarzach, niedługo przed śmiercią powiedziała jednej z sióstr, że Bóg chce ją wywyższyć i uczynić świętą. Nie wiem dlaczego tak pisała i mówiła. Mogło być tak, że polecił jej to robić objawiający się jej Jezus lub kierownik duchowy. Tego E. Czaczkowska w swojej książce nie wyjaśnia. Niemniej jednak, św. Piotrowi Apostołowi, Jezus również powiedział, że chce go wywyższyć. Powiedział,mu, że jest skałą, na której On zbuduje swój Kościół. Obiecał, że razem z pozostałymi Apostołami zasiądzie na tronie i będzie sądzić plemiona Izraela. Do kanonu Pisma Św. weszły 2 listy św. Piotra. Nie przypominam sobie, że żeby w którymś z nich czynił jakąś aluzję do tych obietnic.
Św. Faustyna znana jest najbardziej ze swoich objawień. Wielu ludzi postrzega objawienia jako dowód szczególnego wybrania przez Boga i szczególnej z Nim więzi. Wyjątkowość tej więzi podkreśla hermetyczny język jakim posługuje się autorka opisując „przeżycia mistyczne” słynnej zakonnicy. Jest on pełen takich tajemniczo brzmiących zwrotów jak „kontemplacja wlana” czy „oczyszczenie zmysłów”. Sama jednak Faustyna ich nie używa. Swoje przeżycia opisuje prosto. Jednym z nich była wizja Jezusa, jaką miała nad jeziorem Kiekrz. W tej wizji Jezus stanął obok niej (a nie na przeciwko) co również miało być, jak sugeruje Czaczkowska, znakiem wysokiego stopnia zażyłości z Bogiem. Jednak, w rzeczywistości, On tak samo stoi obok każdego człowieka. Nie tylko „stoi obok”, ale „ogarnia nas zewsząd i kładzie na nas swą rękę”(por Ps.139), jest „w nas” a my „w Nim”. A że Go nie widzimy? „Błogosławieni, którzy nie widzielia uwierzyli”. Czaczkowska opisuje również, że Faustyna rozmawiała z Bogiem jak dziecko z Ojcem, jak z przyjacielem. Jednak taką relację z Panem może i powinien mieć każdy wierzący. Po to właśnie Jezus umarł za nas i zasłona przybytku rozdarła się, abyśmy my, grzeszni ludzie mogli zbliżyć się do Boga.
Ostatecznie, jednak o świętości człowieka nie decydują objawienia i przeżycia mistyczne, ale heroiczność cnót. Czaczkowska uwypukla przede wszystkim dwie z nich: heroiczne milczenie i posłuszeństwo. Niewątpliwie powściągliwość w mowie i ważenie słów jest dobrą cechą, ale nie można doprowadzać jej do ekstremum. W książce opisana jest taka scena, że kiedy w czasie rekolekcji pewna siostra chciała porozmawiać ze św. Faustyną, ta dawała jej znaki, że nie przerwie milczenia. Wtedy owa siostra nazwała ją „dziwadłem”. Czy jednak ta siostra nie miała trochę racji? Wyobrażam sobie jak musiała się czuć, kiedy Faustyna nie odezwała się do niej. A przecież zamiast się nie odzywać mogła tak pokierować rozmową, żeby zeszła na tematy duchowe. Wtedy zbudowały by się obie. Również, kiedy czytam o tym jak św. Faustyna traktowała posłuszeństwo zakonne naprawdę nie wiem czy mnie to bardziej śmieszy czy szokuje. Np. pewnego razu zapytała dwie konwersujące ze sobą zakonnice, czy mają pozwolenie na rozmowę. Oczywiście, rozumiem, że chciała jak najlepiej wypełnić regułę zakonną, ale moim zdaniem jest to podejście zbyt legalistyczne. To oczywiste, że każdy zakon ma swoją regułę, która go wyróżnia, jednak czy po to „umarliśmy dla prawa” (Rz.7; 4) żeby poddawać się nowym prawom w postaci reguł zakonnych?
NA CZYM POLEGA WIELKOŚĆ ŚW. FAUSTYNY
Siostra Faustyna pisała niejednokrotnie w Dzienniczku, że będzie świętą na ołtarzach, niedługo przed śmiercią powiedziała jednej z sióstr, że Bóg chce ją wywyższyć i uczynić świętą. Nie wiem dlaczego tak pisała i mówiła. Mogło być tak, że polecił jej to robić objawiający się jej Jezus lub kierownik duchowy. Tego E. Czaczkowska w swojej książce nie wyjaśnia. Niemniej jednak, św. Piotrowi Apostołowi, Jezus również powiedział, że chce go wywyższyć. Powiedział,mu, że jest skałą, na której On zbuduje swój Kościół. Obiecał, że razem z pozostałymi Apostołami zasiądzie na tronie i będzie sądzić plemiona Izraela. Do kanonu Pisma Św. weszły 2 listy św. Piotra. Nie przypominam sobie, że żeby w którymś z nich czynił jakąś aluzję do tych obietnic.
Św. Faustyna znana jest najbardziej ze swoich objawień. Wielu ludzi postrzega objawienia jako dowód szczególnego wybrania przez Boga i szczególnej z Nim więzi. Wyjątkowość tej więzi podkreśla hermetyczny język jakim posługuje się autorka opisując „przeżycia mistyczne” słynnej zakonnicy. Jest on pełen takich tajemniczo brzmiących zwrotów jak „kontemplacja wlana” czy „oczyszczenie zmysłów”. Sama jednak Faustyna ich nie używa. Swoje przeżycia opisuje prosto. Jednym z nich była wizja Jezusa, jaką miała nad jeziorem Kiekrz. W tej wizji Jezus stanął obok niej (a nie na przeciwko) co również miało być, jak sugeruje Czaczkowska, znakiem wysokiego stopnia zażyłości z Bogiem. Jednak, w rzeczywistości, On tak samo stoi obok każdego człowieka. Nie tylko „stoi obok”, ale „ogarnia nas zewsząd i kładzie na nas swą rękę”(por Ps.139), jest „w nas” a my „w Nim”. A że Go nie widzimy? „Błogosławieni, którzy nie widzielia uwierzyli”. Czaczkowska opisuje również, że Faustyna rozmawiała z Bogiem jak dziecko z Ojcem, jak z przyjacielem. Jednak taką relację z Panem może i powinien mieć każdy wierzący. Po to właśnie Jezus umarł za nas i zasłona przybytku rozdarła się, abyśmy my, grzeszni ludzie mogli zbliżyć się do Boga.
Ostatecznie, jednak o świętości człowieka nie decydują objawienia i przeżycia mistyczne, ale heroiczność cnót. Czaczkowska uwypukla przede wszystkim dwie z nich: heroiczne milczenie i posłuszeństwo. Niewątpliwie powściągliwość w mowie i ważenie słów jest dobrą cechą, ale nie można doprowadzać jej do ekstremum. W książce opisana jest taka scena, że kiedy w czasie rekolekcji pewna siostra chciała porozmawiać ze św. Faustyną, ta dawała jej znaki, że nie przerwie milczenia. Wtedy owa siostra nazwała ją „dziwadłem”. Czy jednak ta siostra nie miała trochę racji? Wyobrażam sobie jak musiała się czuć, kiedy Faustyna nie odezwała się do niej. A przecież zamiast się nie odzywać mogła tak pokierować rozmową, żeby zeszła na tematy duchowe. Wtedy zbudowały by się obie. Również, kiedy czytam o tym jak św. Faustyna traktowała posłuszeństwo zakonne naprawdę nie wiem czy mnie to bardziej śmieszy czy szokuje. Np. pewnego razu zapytała dwie konwersujące ze sobą zakonnice, czy mają pozwolenie na rozmowę. Oczywiście, rozumiem, że chciała jak najlepiej wypełnić regułę zakonną, ale moim zdaniem jest to podejście zbyt legalistyczne. To oczywiste, że każdy zakon ma swoją regułę, która go wyróżnia, jednak czy po to „umarliśmy dla prawa” (Rz.7; 4) żeby poddawać się nowym prawom w postaci reguł zakonnych?
Proszę nie
myśleć, że moje krytyczne spojrzenie na życie siostry Faustyny ma na celu
negację jej świętości. Skoro Kościół ogłosił ją świętą, to niewątpliwie nią
jest. Jednakże, Helena Kowalska żyła w
określonej epoce, w której w określony sposób pojmowano ideał świętości.
Przedstawienie współczesnemu czytelnikowi takiego ideału zamiast go
zainspirować może tylko zniechęcić i doprowadzić do wniosku, że świętość jest
nieosiągalna dla przeciętnych ludzi.
Osobiście, podziwiam w św. Faustynie wiele rzeczy, których pani
Czaczkowska raczej nie uwypukliła. Pierwsza rzecz to zaradność. Helena Kowalska
już jako nastolatka opuściła rodzinną wieś, by pracować w większym
Aleksandrowie, a potem w jeszcze większej Łodzi. Następnie, czując powołanie do
życia zakonnego, wbrew sprzeciwom rodziców, pojechała do Warszawy. Pomimo młodego wieku,
braku konkretnych kwalifikacji i tego, że mogła liczyć tylko na siebie,
świetnie radziła sobie w dużych miastach. Sama szukała pracy i pracowała
sumiennie. Oczywiście oprócz zaradności widać w tym wielkie zaufanie do Boga.
Jak już wspomniałam, św. Faustyna była osobą bardzo pracowitą i sumienną. W
zakonie powierzano jej wiele różnych zajęć. Faustyna podejmowała nowe wyzwania
i starała się przezwyciężać trudności. W końcu stała się bardzo dobrą i cenioną
kucharką, czyli: nie zakopała swoich talentów. Podoba mi się również to, że św.
Faustyna miała odwagę by upominać niewłaściwie zachowujące się siostry, nawet
jeśli w zakonie zajmowały wyższą pozycję niż ona. Kiedy pod koniec swojego
życia myślała o założeniu nowego zakonu planowała, że w nim: „pomiędzy sobą (siostry) nie będą dzielić się na żadne chóry
ani na żadne matki i mateczki, ani na wielebne, ani
przewielebne, wszystkie będą sobie równe, chociażby je różniło pochodzenie
bardzo wielkie” Jest to piękna i głęboko ewangeliczna myśl. Dostrzegam w niej pewien
rodzaj „buntu” i świętego „nieposłuszeństwa” wobec uświęconego tradycją ówczesnego
pojmowania życia zakonnego. Szkoda, że
Faustyna nie poszła dalej i nie zasugerowała, żeby ten zakon przyjmował
także kobiety „z grzeszną przeszłością”
MIŁOSIERDZIE BOŻE
Na koniec pragnę odnieść się do przesłania miłosierdzia Bożego propagowanego
przez św. Faustynę. Czaczkowska z jednej strony pisze, że nauka o Bożym
miłosierdziu zawsze była obecna w Kościele, z drugiej strony wydaje się
przedstawiać św. Faustynę, jako kogoś, kto dokonał przełomowego odkrycia w tej
kwestii. Niewątpliwie, Faustyna ma rację, że powinniśmy ufać miłosierdziu
Zbawiciela i sami czynić miłosierdzie wobec innych. Jednak do zaproponowanych
przez nią form kultu miłosierdzia Bożego odnoszę się z rezerwą. Szczególnie
niepokoi mnie przekonanie, że jeśli będzie się odmawiać określoną modlitwę
(koronkę) o określonej godzinie,
otrzyma się szczególne łaski i
dostąpi wysłuchania próśb. To wszystko można równie dobrze mieć bez koronki do
miłosierdzia Bożego. W Ewangelii Jezus wielokrotnie daje obietnicę, że jeśli
modlimy się o coś w Jego imieniu, zostaniemy wysłuchani, nieważne o której i
nie ważne jakich słów użyjemy. Poza tym, jak już starałam się przedstawić to
powyżej, obraz Boga przedstawiony w „Dzienniczku” niezbyt przekonuje mnie co do
Jego miłosierdzia. Na czym miałoby polegać to miłosierdzie? Na ocaleniu człowieka przed ogniem
piekielnym? Bóg, którego znam z kart Pisma Świętego jest o wiele większy. Nie okazuje
swoim dzieciom miłości w zamian za
posłuszeństwo. To nie syn marnotrawny zazdrościł starszemu bratu, że „ma więcej
łaski” u Ojca, ale na odwrót. Bóg bierze sobie za oblubienicę i małżonkę (tzn.
powołuje do bliskiej więzi z Sobą) nie czystą dziewicę, ale nierządnicę i nie
przestaje jej kochać pomimo zdrady i niewierności (por. ks. Ozeasza). Szkoda,
że w zakonie do którego należała św. Faustyna nie przykładano zbyt wielkiej
wagi do lektury Pisma Św. Pozostaje jednak mieć nadzieję, że jej objawienia, w
których przypomniała ona prawdę o Bożym miłosierdziu zachęcą wiernych do jej
zgłębiania u źródła, czyli w samym Słowie Bożym.
Wszystkie cytaty za: Ewa K. Czaczkowska „Siostra Faustyna.
Biografia świętej.”Znak, 2012
Uprzejmie proszę o niekomentowanie tego artykułu, zwłaszcza jeśli chodzi o komentarze polemiczne. Ze względu na pewne bolesne doświadczenia z przeszłości wszelkie "dzielenie" dzieci Bożych na lepsze i gorsze, wybrane i mniej wybrane bardzo mnie rani. Czy Bóg miałby kochać mniej osoby, które żyją w świecie, cieszą się życiem, ale zostały okrutnie zranione przez ludzi i łakną i pragną Jego miłości, bezpośrednio od Niego, a nie za pośrednictwem "wybranych świętych"? Przykro mi, ale wszelkie komentarze polemiczne będę usuwała. Dziękuję za zrozumienie.
Uprzejmie proszę o niekomentowanie tego artykułu, zwłaszcza jeśli chodzi o komentarze polemiczne. Ze względu na pewne bolesne doświadczenia z przeszłości wszelkie "dzielenie" dzieci Bożych na lepsze i gorsze, wybrane i mniej wybrane bardzo mnie rani. Czy Bóg miałby kochać mniej osoby, które żyją w świecie, cieszą się życiem, ale zostały okrutnie zranione przez ludzi i łakną i pragną Jego miłości, bezpośrednio od Niego, a nie za pośrednictwem "wybranych świętych"? Przykro mi, ale wszelkie komentarze polemiczne będę usuwała. Dziękuję za zrozumienie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz